Stracciatella

Stracciatella

Jedną z fajniejszych rzeczy w zawodzie tłumacza jest to, że zdobywamy wiedzę w dziedzinach, z którymi nie mielibyśmy do czynienia, gdyby nie to, że akurat trafiło nam się takie tłumaczenie. Jednego dnia zgłębiamy tajniki prawa procesowego, następnego szczegóły projektów z zakresu ochrony środowiska, a kolejnego dopieszczamy tłumaczenie barokowego opisu menu na bardzo elegancką kolację korporacyjną. A czasami zdarza się także, że trafimy na informację zupełnie niezwiązaną z tematem tłumaczenia, ot, puszczoną gdzieś incydentalnie w kuluarach, w charakterze anegdoty mającej ożywić uwagę i ocieplić atmosferę. Zasiane w ten sposób ziarenko ciekawości tłumacza może całkiem interesująco zakiełkować (od kotów różni nas między innymi to, że ciekawość jest nam nie tylko niezbędna w zawodowym życiu, ale często nas wręcz ratuje…).

Byłam niedawno na pewnej konferencji, w trakcie której, podczas sesji networkingowej dowiedziałam się bardzo ciekawej rzeczy, jak się później okazało, niekoniecznie prawdziwej, a w każdym razie na pewno niezupełnie prawdziwej. W konferencji uczestniczyli przedsiębiorcy z Bergamo, więc siłą rzeczy w ramach small talkingu rozmawiano o zabytkach i specjalnościach tego urokliwego miasta. I jeden z polskich uczestników przytoczył wspomnienie ze swojego niedawnego pobytu w Città Alta, gdzie w jednej z cukierni dowiedział się, że tam właśnie wynaleziono lody stracciatella. Oczywiście wynalazek miał mieć charakter zupełnie przypadkowy, jak przystało na dobrą kulinarną legendę.

Jestem fanką Bergamo, a w szczególności Città Alta (przecudna Basilica di Santa Maria Maggiore z fantastycznymi sufitami, bardzo polecam, jeśli ktoś jeszcze nie widział), ale stracciatelli tam nie jadłam, zaczęłam więc grzebać w sieci, żeby sprawdzić legendę. I faktycznie. Stracciatellę wynaleziono w Bergamo, ale przypadku w tym nie było.

Ojcem stracciatelli był Enrico Panattoni (na marginesie, akurat dzisiaj – i to jest właśnie przypadek – przypada rocznica jego śmierci, zmarł 4 października 2013 r. w Bergamo), włoski restaurator, właściciel kultowego baru La Marianna w Bergamo (mam słabość do tej nazwy, bo to imię mojej córki). Lody stracciatella wymyślił w 1961 roku, kiedy to do śmietankowej masy lodowej dodał rozpuszczoną gorzką czekoladę, która wskutek gwałtownego schłodzenia uzyskała postać kawałków czekolady o nieregularnym kształcie. Sam Panattoni opowiadał, że pomysł powstał z… irytacji, bowiem goście restauracji ciągle prosili go o flagowe danie restauracji, a mianowicie o „stracciatella alla romana” (daleka krewniaczka naszych klusek lanych na rosole – we włoskim przepisie mąkę zastępuje parmezan), postanowił zatem zaproponować stracciatellę w zupełnie nowym wydaniu, spędził kilka dni na wymyślaniu przepisu, wreszcie pewnej nocy doznał olśnienia  i tak właśnie powstały lody stracciatella. Enrico Panattoni nigdy publicznie nie zdradził, jaka jest oryginalna receptura stracciatelli.

Historia rodziny Panattoni naznaczona jest także tragedią, Mirko Panattoni, syn Enrica, był drugim w historii dzieckiem porwanym dla okupu we Włoszech. W 1973 roku siedmioletniego wówczas Mirka uprowadzono spod jego szkoły w Bergamo. Porywacze przetrzymywali chłopca przez nieco ponad dwa tygodnie, został uwolniony w zamian za 300 milionów euro okupu, które wpłacił ojciec. Nigdy nie wykryto tożsamości porywaczy.  Mirko Panattoni jest dzisiaj restauratorem i kontynuuje rodzinną tradycję.

I tak od krótkiej anegdoty z pobytu w Bergamo przeszłam przez historię kultowego dania aż do nierozwiązanej zagadki kryminalnej sprzed lat. Zawód tłumacza prowadzi nas w niespodziewane rejony, oczywiście pod warunkiem, że uwolnimy swoją ciekawość. A przy następnym pobycie w Bergamo na pewno zajrzę do baru La Marianna na stracciatellę…

Wpisy blogowe o podobnej tematyce