Zamki nad Loarą

Zamki nad Loarą

Lubicie zwiedzać fajne miejsca we własnym rytmie? Lubicie dobre jedzenie, klimatyczne restauracje, sery i wino? Lubicie strychy pełne zakamarków, pachnące drewnem i skrywające zakurzone skarby przeszłości? Lubicie ciekawostki z życia dawnych pokoleń, anegdoty o fascynujących postaciach? Jedźcie nad Loarę. Tylko nie na żadną zorganizowaną wycieczkę. Pokażą Wam najwyżej trzy najbardziej oczywiste zamki i stracicie cały fun z samodzielnego odkrywania miejsc mniej popularnych, ale autentycznie baśniowych.

Zamki nad Loarą zwiedzaliśmy w 2018 roku, więc już kilka lat temu, ale wyjazd ten ciągle pozostaje na mojej liście najbardziej udanych i najciekawszych. Wybraliśmy idealną na taki wyjazd formułę snuja, czyli powolne oglądanie dwóch, a czasem nawet i trzech zamków dziennie, z przerwą na obiad. Zamki są położone blisko siebie, więc jeśli wybierzemy miejsce na nocleg gdzieś pośrodku Doliny, to uda nam się w ciągu pięciu dni obejrzeć ich co najmniej dziesięć. My zdecydowaliśmy się na mieszkanie na starówce w Blois, co okazało się wyborem brzemiennym w skutki, ale nie uprzedzajmy wypadków.

Między zamkami najlepiej przemieszczać się samochodem, bo choć odległości między nimi nie są duże (około kilkunastu kilometrów), to samochód daje nam swobodę zwiedzania we własnym tempie.

W ciągu pięciu dni zwiedziliśmy trzynaście zamków i jedną katedrę, kilka słów o każdym:

Chateau de Blois – ulubiona renesansowa rezydencja francuskich królów, chyba najciekawszy architektonicznie, przynajmniej jeśli chodzi o krużganki i elewację, warto obejrzeć nocny pokaz światło i dźwięk. W Blois warto także zwiedzić muzeum magii Roberta Houdina.

Chateau de Chaumont sur Loire – bardzo ładny zamek, ale gwoździem programu są corocznie organizowane międzynarodowe festiwale ogrodów, instalacje artystyczne i wystawa sztuki współczesnej. Oraz strychy. Must see.

Chateau de Cheverny – podobno ma najpiękniejsze wnętrza, ale nas nie zachwycił.

Chateau  de Chambord – największy. Fajne show na koniach i z ptakami drapieżnymi.

Chateau de Meung – nie piszą o nim w żadnym przewodniku jako o must see, ale jest tam naprawdę świetnie przygotowana, doskonale opisana i niezwykle ciekawa ekspozycja. Opisy dostępne po francusku i angielsku pełne ciekawostek, dowcipne i pouczające. Zdecydowanie warto.

Chateau de Chenonceau, czyli Chateau des Dames. Najpiękniejszy. Najpiękniejszy. Najpiękniejszy. Number one i absolutne must see. Gdybyście mieli zobaczyć tylko jeden, to niech to będzie Chenonceau.

Clos-Lucé – w zasadzie nie zamek, a posiadłość Leonarda da Vinci, który spędził w niej ostatnie lata życia i zmarł. Warto.

Chateau d’Amboise – ładnie położony na rzeką, a w pobliskiej kaplicy znajduje się grób Leonarda. Wzrusz.

Chateau d’Ussé, czyli Chateau de la Belle au bois dormant, w którym Charles de Perrault miał wpaść na pomysł Śpiącej Królewny. W każdym razie tam by się ta historia działa, gdyby się miała dziać.

Chateau d’Azay-le-Rideau – jeden z ładniejszych zamków na wodzie.

Chateau de Villandry – najbardziej zdumiewające warzywniki ever.

Chateau de Valençay, czyli wizyta u Charlesa-Maurice’a, księcia de Talleyrand-Perigord oraz biskupa Świętego Kościoła Rzymskiego (mało kto wie, ale Talleyrand najpierw był biskupem, potem ateistą, potem dyplomatą, a na łożu śmierci zażyczył sobie biskupiego pogrzebu i go dostał). Koniecznie z audioguidem, bo można dowiedzieć się naprawdę fascynujących rzeczy (moja ulubiona historia o serze brie na Kongresie Wiedeńskim).

Chateau de Loches – Joanna d’Arc, Karol VII i Agnès Sorel (historia Agnès Sorel z tego najciekawsza).

    Tyle zdążyliśmy w pięć dni, zwiedzając w dość nieśpiesznym tempie, z przerwami na lunch, zajadanie się serem kozim z miodem i orzechami i inne rekreacje.

    Na koniec anegdota. Jak wspomniałam, mieszkaliśmy w Blois, w uroczym mieszkaniu na starówce. Wypożyczony samochód parkowaliśmy, gdzie się dało i tylko na noc, bo na starówce w Blois można w ciągu dnia parkować przez dwie godziny, potem trzeba zmienić miejsce. Wyjeżdżaliśmy więc rano i wracaliśmy wieczorem, przed uruchomieniem słupków miejskich, które uniemożliwiały wjazd i wyjazd w nocy. Nasz pobyt kończył się w sobotę, lot mieliśmy około godziny szesnastej z odległego o 270 kilometrów Beauvais. Powinniśmy byli więc wyjechać najpóźniej około jedenastej. W piątek wieczorem udało nam się zaparkować na ryneczku nieopodal naszego mieszkania. Wykupiłam bilet parkingowy do godziny jedenastej, poszliśmy na romantyczną kolację, a następnego dnia rano, gdy mój mąż poszedł po bagietkę na śniadanie, okazało się, że… na ryneczku odbywa się targ, nasz samochód jest całkowicie zastawiony straganami, a sprzedawcy twierdzą, że do czternastej w ogóle się nie ruszą… Poszłam pertraktować… W zasadzie, żebyśmy mogli odjechać, wystarczyłoby zwinąć na chwilę stragan z pieczarkami. Niestety, do pieczarek była kolejka, a sprzedawca, co poniekąd zrozumiałe, nastawiony na zysk… Sąsiadujący z nim sprzedawca serów zaczął mnie szantażować, że jak nie odejdę, to wezwą policję, która ukarze mnie mandatem za parkowanie, odholuje mój samochód na policyjny parking, osadzi w więzieniu i będzie miesiącami trzymać o chlebie i wodzie. Kolejka do pieczarkarza podzieliła się na dwie frakcje, jedna popierała serowara, druga optowała za chwilowym zwinięciem straganu… Zaczęłam sprawdzać loty alternatywne, ale okazało się, że nawet płacąc miliony monet i lecąc przez Monachium, uda nam się dotrzeć do domu dopiero w poniedziałek przed południem. Zaczęłam rozważać także wykupienie wszystkich pieczarek, bo i tak wyszłoby taniej niż lot przez Monachium, ale w końcu, krótko przed dwunastą, pieczarkarz zmiękł, w dziesięć minut przesunął stoisko, kolejkowicze wsparli nas w bezpiecznym wyjeździe i udało nam się wyruszyć do Beauvais, w Paryżu jeszcze poplątaliśmy drogę w tunelu i wyjechaliśmy w samym środku korka na Champs Elysées, ale ostatecznie zdążyliśmy na samolot, choć wpadliśmy na sam koniec boardingu (ale udało mi się jeszcze kupić zestaw serów 😉).

    Reasumując, Zamki nad Loarą to jeden z moich ulubionych wyjazdów, a ponieważ zostało mi jeszcze przynajmniej kilka nieodhaczonych, to poważnie rozważam powtórkę. Bardzo polecam 😊

    PS. Na zdjęciu pisząca te słowa na tle Chateau de Chenonceau.

    Wpisy blogowe o podobnej tematyce