Tłumacz a dobroczynność

Tłumacz a dobroczynność

Zastanawiałam się, o czym napisać w tym tygodniu, i temat, niestety, pojawił się sam. Na południu Polski doszło do powodzi, tragicznych i katastrofalnych w skutkach dla wielu ludzi i zwierząt. W czasie, gdy inni walczą z żywiołem o swoje życie, zdrowie i dobytek, zgrzyta mi pisanie o czymkolwiek innym. Pomyślałam zatem, żeby zastanowić się nad tym, co my, tłumacze, możemy robić w sytuacjach, kiedy to właśnie nasze pomoc i wsparcie robią różnicę. I wyszło mi, że mamy kilka możliwości.

Po pierwsze i najbardziej oczywiste, możemy pomagać poprzez nieodpłatne wykonywanie tłumaczeń. Zdarzało mi się to wielokrotnie i to zarówno w ramach pomocy konkretnym osobom w potrzebie, jak i w ramach szerszych akcji środowiskowych wspomagających służby i działania w sytuacjach nadzwyczajnych. Ostatnio na samym początku pandemii, kiedy nie było jeszcze wiadomo, jak będzie się ona rozprzestrzeniać, jakie działania zapobiegawcze należy podejmować, a przede wszystkim, jak leczyć chorych. Do Polski dotarło wówczas sporo dokumentów z Włoch, które były na pierwszej linii frontu i wypracowywały już procedury. Na FB zorganizowano wówczas grupę tłumaczy, którzy zadeklarowali gotowość nieodpłatnego tłumaczenia dokumentów, zresztą nie tylko z włoskiego, bo później docierała dokumentacja z różnych krajów. Czy te tłumaczenia były przydatne? Chcę myśleć, że tak.

Warto podkreślić, że przy akceptowaniu nieodpłatnego wykonywania swoich usług należy zachować daleko posuniętą czujność. Zdarzają się bowiem ewidentne próby wyłudzenia tłumaczeń ze strony rozmaitych podmiotów. Dwa lata od rozpoczęcia pandemii, po wybuchu wojny w Ukrainie, pojawiły się takie próby – tu najbardziej utkwiła mi w pamięci prośba o darmowe tłumaczenie z polskiego na włoski i francuski jakiejś aplikacji zakupowej. Firma nie potrafiła powiedzieć, w jaki sposób miałoby to pomóc Ukraińcom, więc została szybko wysłana na drzewo. A w środowisku ludzie ostrzegali się wzajemnie przed tym potencjalnym wyłudzeniem komercyjnych tłumaczeń.

Ergo, jeśli tłumaczyć albo świadczyć inne usługi nieodpłatnie, to rozważnie i mając całkowitą pewność, że przysłużą się one ważnej sprawie albo ludziom w rzeczywistej potrzebie.

Po drugie, poprzez finansowe wspieranie działań. Kiedyś jedna z koleżanek po fachu powiedziała mi, że ona z zasady nie tłumaczy za darmo. Chętnie wspiera finansowo, bo, tłumacząc za pieniądze, jest w stanie wyasygnować określone środki na pomoc w sprawach, które uzna za wartościowe, lub ludziom, których zechce wesprzeć. Rozumiem taką postawę, zwłaszcza w przypadku osób, które są bardzo zajęte i musiałyby tłumaczyć charytatywnie kosztem odpłatnych zleceń. Zaangażowanie się w dłuższy projekt dobroczynny mogłoby niekorzystnie odbić się na naszej polityce pozyskiwania i utrzymywania klientów, więc należy rozważać je również w tym kontekście.

Istnieją różne formy pomocy finansowej. Ja preferuję darowizny na rzecz sprawdzonych organizacji, są bezpieczniejsze i można je odliczyć od dochodu (w maksymalnym wymiarze 10% dochodu). Kryterium odliczenia od dochodu tylko z pozoru brzmi mało szlachetnie. Jeśli chcę przekazać swoje pieniądze na rzecz jakiegoś przedsięwzięcia, to chcę, żeby poszły faktycznie na to przedsięwzięcie. Bez odliczania 23% VAT (co ma miejsce w przypadku akcji esemesowych), bez przekazywania samego dochodu z akcji na rzecz przedsięwzięcia. Czysty przelew jest bardziej przejrzysty i wymierny.

Po trzecie, pomoc przez faktyczne uczestnictwo w działaniach: zbieranie, segregowanie i rozdawanie darów, przyjmowanie ludzi pod dach, przewożenie sprzętu i materiałów. I tu znowu pojawia się aspekt innych zobowiązań zawodowych. Mogę poświęcić swój czas tylko wówczas, kiedy go mam. Nierozważne jest, moim zdaniem, rezygnowanie z nawet potencjalnych zobowiązań zawodowych celem angażowania się w pomoc fizyczną. Oddaję sprawie tylko swój czas wolny od obowiązków służbowych i rodzinnych.

I po czwarte, pomoc poprzez propagowanie akcji pomocowych. Widziałam, że osoby mające duże zasięgi w mediach społecznościowych promują określone działania lub organizacje. Ma to sens, ponieważ dociera się do dużej liczby osób, które mogą udzielić wsparcia. Tutaj także należy zachować ostrożność, ponieważ zakłada się, że osoba promująca dokładnie sprawdziła akcję lub organizację. Promując bez sprawdzenia, ryzykujemy narażenie ufających nam osób na wyłudzenie czasu lub pieniędzy. I, co także istotne, niszczymy swój wizerunek i tracimy zaufanie.

Reasumując: uważam, że mamy bardzo wiele możliwości, by wspomagać sprawy, na których nam zależy, lub ludzi, którzy zwyczajnie potrzebują naszej pomocy. Przy wyborze formy pomocy powinniśmy się kierować różnymi kryteriami, wśród których nasza bieżąca sytuacja ma istotne znaczenie. A ponieważ form pomocy jest całkiem sporo, to na pewno uda nam się znaleźć odpowiednią.

Wpisy blogowe o podobnej tematyce