Święty Hieronim, czyli niech się święci Dzień Tłumacza

Święty Hieronim, czyli niech się święci Dzień Tłumacza

Zbliżają się Hieronimki, święto tłumaczy. Przypadają 30 września, w dzień świętego Hieronima, patrona tłumaczy, autora przekładu Wulgaty.

Nie będę Was zanudzać szczegółami żywota świętego Hieronima, wszystkie niezbędne informacje bez trudu znajdziecie w sieci. Wspomnę tylko, że Hieronim pochodził ze Strydonu (starożytne miasto położone na terenie Dalmacji, znane głównie z tego, że urodził się w nim Hieronim), za młodu sporo podróżował, odbierał nauki w Rzymie, gdzie studiował gramatykę, literaturę klasyczną, arytmetykę, nauki przyrodnicze, po czym wstąpił do szkoły retoryki.

Już po studiach przyjął chrzest i postanowił zmienić tryb życia z hulaszczego na ascetyczny. W trakcie pobytu w Jerozolimie zachorował, co skłoniło go do skupienia się na swoim zdrowiu, zrewidował także swoją znajomość greki, którą uznał za niewystarczającą i wymagającą udoskonalenia.

No a potem, to już wiecie, życie w jaskini, konsumpcja korzonków, kontemplacja, pokuta i Wulgata. I święto tłumacza, przypadające, jakżeby inaczej, na dzień jego śmierci.

Po drodze były jeszcze różne zawirowania polityczne, konflikty, podejrzenia o romanse z kobietami, dla których miał być przewodnikiem duchowym, dużo listów, traktaty, negocjacje, rokowania i tym podobne. Wystarczyłoby na kilka sezonów serialu (w roli Hieronima u schyłku życia widziałabym sir Anthony’ego Hopkinsa), ale niewątpliwie najważniejsza jest Wulgata, czyli tłumaczenie Biblii z hebrajskiego na łacinę, poniekąd obarczone dość ciężkimi błędami, jak niewłaściwe ekwiwalenty, przeoczenia czy dodania.

Niezależnie od błędów i krytyki Wulgaty, z którą Hieronim spotkał się od razu po opublikowaniu tłumaczenia, stał się i pozostaje patronem tłumaczy. Czy pasuje?

Zacznijmy może od wizerunku Hieronima w sztuce, rozpowszechnionego przez wielu artystów. W obrazku ilustrującym ten wpis mamy dość podłej jakości zdjęcie autorstwa niżej podpisanej, wykonane w tym roku w rzymskiej Gallerii Borghese i przedstawiające Świętego Hieronima piszącego pędzla Caravaggia, chyba mój ulubiony wizerunek Patrona (sorry, Leonardo, ale tym razem wolę Caravaggia). Na tym, zresztą podobnie jak i na większości obrazów, widzimy człowieka za biurkiem, w stroju niedbałym, skupionego na księdze, wyraźnie niedożywionego, ze zmierzwioną fryzurą, w towarzystwie samotnej czaszki. Pasuje. Jedną z cech niewątpliwie wyróżniających zawód tłumacza pisemnego jest praca z domu, w warunkach niewymagających rygorystycznego dresscodu. Zmierzwiona fryzura może sugerować darcie włosów z głowy w poszukiwaniu właściwej wersji tłumaczenia, a smukła sylwetka ascezę wymuszoną wirtualną zamianą siedmiu krów tłustych na siedem krów chudych skutkującą koniecznością żywienia się korzonkami. Złota era tłumaczy minęła, a Ponury Żniwiarz pojawił się pod postacią AI, ale o tym może innym razem. Tak widziany Hieronim zdecydowanie pasuje na patrona mojej grupy zawodowej.

Z kolei święty Hieronim z obrazu Leonarda wygląda trochę jak tłumacz przysięgły, który wyszedł z sali rozpraw po pięciu godzinach ciągłego tłumaczenia zeznań świadków. Na stojąco.

Święty Hieronim medytujący Caravaggia to tłumacz już po robocie. Czekający na przelew.

Święty Hieronim nieznanego, co prawda, autora, za to przebywający w Polsce, w Muzeum Narodowym w Kielcach, to tłumacz, który już wie, że przelew się opóźni, a pojutrze musi zapłacić ZUS.

Święty Hieronim z Antwerpii to tłumacz, który zderzył się ze sztuczną inteligencją i zastanawia się, czy nie wyjechać w Bieszczady.

Kolejny święty Hieronim piszący Caravaggia właśnie robi postedycję po sztucznej inteligencji. Jeszcze nie wie, co będzie z przelewem, ale już wie, że nie będzie z niego zadowolony.

Święty Hieronim, którego namalował José de Ribera, to tłumacz edukator, na grupach dla tłumaczy niesie krużganek* oświaty, uczy studentów, dzieli się wiedzą, chociaż nie bardzo wie, jaki w tym sens, przynajmniej w ujęciu długoterminowym. To byłby mój portret, gdybym była starszym chudym facetem z brodą.

Święty Hieronim w pracowni z obrazu Jana van Eycka to tłumacz co najmniej przysięgły, a możliwe, że nawet konferencyjny. Stać go na ubranie. No i ma kota.

I zamykający ten pochód Hieronim w pracowni, którego autorem jest Domenico Ghirlandaio, to marzenie tłumacza o emeryturze, dobrze odżywiony, przyzwoicie odziany, w ciepłym pomieszczeniu, pracujący trochę z nudów, a trochę dla gimnastyki szarych komórek.

Na koniec kilka cytatów z Patrona:

Najgorzej być nieświadomym swojej ignorancji.

Gdy żołądek jest pełny, łatwo mówić o poście.

“Chi non sa parlare impari di tanto in tanto a star zitto” [Kto nie potrafi mówić, powinien nauczyć się być od czasu do czasu cicho]

“La roba offerta gratis puzza” [Rzeczy oferowane za darmo śmierdzą]

I moje ulubione: Na próżno lira gra osłu.

A jeśli komuś nie spodobał się niniejszy wpis, to zamknę go także cytatem ze św. Hieronima, możliwe zresztą, że dzięki mnie dowiecie się, że to on właśnie jest jego autorem: Noli equi dentes inspicere donati*

*Darowanemu koniowi w zęby się nie zagląda.

Wpisy blogowe o podobnej tematyce