Znacie to uczucie, kiedy po ogarnięciu wszystkich bieżących dużych i małych zleceń zalega taka niezręczna cisza? Jeśli w poprzedzającym ją czasie nie wiedzieliście, w co włożyć ręce, bo bez przerwy było coś do zrobienia, telefon szalał, a skrzynka pocztowa co i rusz wypluwała nowe propozycje tłumaczeń „nie-do-odrzucenia”, to witacie ciszę z ulgą i satysfakcją. Pierwszego dnia robicie porządek w ogrodzie, spiżarni albo garderobie, drugiego zakupy, bo zwolniło się miejsce, idziecie do fryzjera, kosmetyczki albo jedziecie na długą rowerową wycieczkę do lasu, smażycie konfitury albo pieczecie pasztet, trzeciego umawiacie się wreszcie z kumplem albo koleżanką, pijecie wino, zabieracie dziecko do kina na dawno obiecany film. Czwartego dnia zaczynacie się snuć po domu i nerwowo zerkać na telefon. Telefon w końcu dzwoni, ale z jakimś aktem urodzenia albo samochodówką, no ewentualnie policja pilnie potrzebuje tłumacza przysięgłego na jakieś czynności za charytatywną stawkę. Piątego dnia (liczba dnia przypadkowa i służy wyłącznie budowaniu dramatyzmu sytuacji, równie dobrze może to być dzień trzeci albo szósty) wreszcie spływa jakieś sensowne zlecenie, kranik się odtyka i wszystko wraca do normy.
Znacie to uczucie? No oczywiście, że znacie. W naszym zawodzie jest o tyle denerwujące, że nie da się stuprocentowo przewidzieć jego powtarzalności. Są pewne okresy roku, kiedy przestoje i nawały pracy przeplatają się cyklicznie, ale trzeba liczyć się z tym, że wskutek niespodziewanych i, co gorsza, nieznanych, okoliczności, dotychczas sprawdzająca się prognoza nie wypali. Grudzień jest z reguły okresem wzmożonej pracy. Koniec roku, domykanie budżetów, jakieś sprawy, które trzeba koniecznie załatwić, a wcześniej się nie dało/się zapomniało. Jedziemy na pełnym gazie niemal do samych świąt. Potem, wiadomo, Gwiazdka, Nowy Rok, Trzech Króli. Do 6 stycznia mamy luz. W drugim tygodniu stycznia praca zaczyna się lekko rozkręcać, ludzie wracają z urlopów, firmy wchodzą w nowy rozdział. No chyba, żeby nie weszły, bo akurat nastąpił splot nieoczekiwanych okoliczności i szósty dzień nerwowego czekania na zlecenie przypada w trzecim tygodniu stycznia.
Co z tym zrobić? Polubić. Serio. Nie da się tego całkowicie wyeliminować, można jednak neutralizować negatywne skutki ekonomiczne i psychiczne sezonowości. Jak?
- Nauczcie się korzystać z niespodziewanie pojawiającego się wolnego czasu. Wybierzcie miejsca, w które można pojechać bez dużo wcześniejszego zaplanowania, a które zawsze chcieliście odwiedzić. Nauczcie się ładować akumulatory partiami, urlop nie musi być zawsze dwutygodniowy i pod palmami. Jednodniowy wypad w góry, do lasu, do fajnego muzeum potrafi bardzo dobrze poprawić nastrój. Jeśli z jakichś względów wyjazd jest niemożliwy, to skończcie książkę, która leży na półce i czeka, zbindżłoczujcie serial, na który od dawna macie ochotę, ale jakoś się nie składało. Skoście trawnik, idźcie na basen, jednym słowem, w czasie przestoju zróbcie coś, co sprawia Wam frajdę, to spowoduje, że nie będziecie postrzegać tego niespodziewanie wolnego dnia jako czasu zmarnowanego.
- Szanujcie kobyły. Na potrzeby tego wpisu pod pojęciem kobyły rozumiemy duże (czyli liczące powyżej 100 stron) zlecenie dla OWS z wynegocjowanym długim terminem wykonania. Jeśli dostajecie takie zlecenie, a zakreślony termin jest niewykonalny albo trudno wykonalny, negocjujcie jego przedłużenie. Nie rezygnujcie, bo na wypadek przestoju kobyła staje się kurą znoszącą złote jaja. Jak wyliczyć bezpieczny termin? Ja liczę z reguły 6 stron dziennie, patrzę w kalendarz, odrzucam wszystkie dni, w których mam już jakieś zobowiązania, dni wolne, weekendy, dorzucam kilka dni dodatkowych i proponuję termin. Ponieważ moje moce przerobowe wynoszą znacznie więcej niż 6 stron dziennie, to dotrzymanie tak obliczonego terminu nie jest problemem, a wielokrotnie już urzędowa kobyła zapełniła mi wszystkie przestoje.
- Planujcie dłuższe urlopy w czasie, kiedy po Waszym rynku hula wiatr. To mogą być różne okresy roku dla różnych języków i rejonów, więc każdy musi ustawić to sobie wedle swoich doświadczeń i obserwacji. Uwzględniamy także oczywiście plany urlopowe naszych partnerów i wakacje szkolne dzieci.
- Nie stresujcie się, jeśli jakiegoś zlecenia nie da się przyjąć z powodu klęski urodzaju. Nauczcie się selektywnie podchodzić do zleceń. Są klienci, którym nie należy odmawiać, ale nie da się obsłużyć wszystkich klientów świata. Dobrze jest także mieć sprawdzonych kolegów, którzy w razie potrzeby będą w stanie nas odciążyć (działa oczywiście na zasadach transakcji wiązanej). Osobiście nie jestem zwolenniczką podzlecania bez wiedzy klienta, więc jeśli nie mogę sama czegoś zrobić, przekazuję kontakt do kolegi/koleżanki.
- Szanujcie swój czas. Macie prawo do odpoczynku, macie prawo do wolnego, do świąt. Praca jest ważna, ale nie powinna być najważniejsza.
- Przygotujcie się na to, że rynek ewoluuje i model działalności, jaki sobie przed laty wybraliście i przez lata funkcjonował, może odejść do lamusa. Trzymajcie rękę na pulsie i bacznie obserwujcie wszelkie fluktuacje. AI przemeblowuje nam świat, trzeba się z tym pogodzić, co nie znaczy, że mamy biernie przyglądać się stopniowemu upadkowi naszego biznesu. Analizujcie sytuację i starajcie się podejmować środki zaradcze. Zmiana podejścia, a nawet modelu prowadzenia działalności, może okazać się konieczna.
A tymczasem, Wesołych Świąt!